Naciśnij “Enter” aby skoczyć do treści

Refleksja nieokreślona

Jeszcze chwilę temu wiedziałem, co chcę napisać. Napadły mnie refleksje po lekturze logów z tego bloga. Kto i kiedy wchodził. W podsumowaniu za pół roku w zasadzie poza na pierwszym miejscu ludźmi i robotami sieciowymi ludzi, którzy usilnie próbują się na ten blog włamać. Poza na drugim miejscu robotami wyszukiwarek, to najwyżej ktoś wejdzie, zobaczy i ucieknie. A i tak podejrzewam, że większość tych także oglądnięć to nie ludzie chcący coś przeczytać, tylko też ludzie ze złymi intencjami, albo boty.

Kiedyś w zupełnie innym kontekście, negatywnym mówiłem o sobie najszarszy z szarych ludzi. Była zapewne w tym ukryta fałszywa pokora, czyli po prostu pycha i chęć użebrania jakiejś uwagi. Był stary ja, któremu przesłaniało prawdę ego i mnóstwo wad, ukrytych za filtrami postawionych mi przed oczami, sercem i rozumem. Można poznawać prawdę o tym świecie, o innych ludziach, sprawach, czy rzeczach, ale najtrudniejszą do przyjęcia, ukrywaną skrzętnie przed samym sobą jest prawda o samym sobie.

Prawda o tym, jak zafałszowany, zapatrzony w siebie, jak grzeszny, marny jestem sam. Jak wiele furtek, całych konstruktów myślowych, wytłumaczeń, systemów obronnych jest latami wypracowywana przez większość z nas. Bez asysty Boga i światła Jego miłości taka prawda zabija wnętrze, wolę czegokolwiek. Wprowadza w samopotępienie i nienawiść do samego siebie.

Po to właśnie ludzie wierzący ćwiczą spowiadając się. Ćwiczą stawanie w prawdzie, by po śmierci, gdy przyjdzie te krytyczne około 20 minut naszego czasu – sądu samego człowieka nad swoim życiem przy Bożej asyście, to ujrzawszy prawdę nie wybrać miejsca najdalszego, najgorszego z miliardów powodów. Będą liczyć się tylko nasze prawdziwe intencje i czas. Ile swojego czasu, trudu poświęciliśmy na miłość ku Bogu i ku innym ludziom.

Ilu Jezusom ukrytych w drugim poranionym, słabszym w sensie ludzkim i duchowym człowieku pomogliśmy myślą, mową, uczynkiem lub zadbaniem. Wszyscy staniemy w prawdzie. A życie tu jest tylko mrugnięciem powieki dla nas nieśmiertelnych. Ułamek sekundy próby, całe ludzkie życie, przed wiecznością. Taka sekundowa rozmowa kwalifikacyjna Boga przed przyjęciem na zawsze do miejsca tak dobrego, że… brakuje słów. Przed powrotem do naszej Ojczyzny, lub nie trafieniem już tam nigdy.

Najszarszy z szarych ludzi. Takim się stałem. I tu już nie chodzi o przesadne mówienie źle o sobie, popadanie w żale, czy prośby o cień uwagi. Odkryłem w tym błogosławieństwo. Błogosławieństwo spokoju, radości z bliskich i czasu poświęcanego Bogu i garstce ludzi. Błogosławieństwo tego, że poza sprawami najważniejszymi dla bliskich i mojego na nie wpływu to nic nie znaczę, z radością, że mogę losy, które ode mnie nie zależą oddawać Bogu, w końcu Wszechmogącemu. Okazjami częstymi, by dochodzić do własnych granic, granic swojej choćby fizycznej słabości i prosić w tym o pomoc Boga. I nie musieć zagłębiać się w teologię, by widzieć w życiu pomoc i działanie Jego właśnie każdego dnia. I pozytywnie zdumiewać się tym każdego dnia 🙂

Jeden komentarz

  1. Oxaala
    Oxaala 10/12/2020

    Cześć, jesteś chrześcijaninem, który narodził się na nowo ? Trafiłam na bloga ”przypadkowo” i przeczytałam jak na razie ten post.

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.